Trening relaksacyjny metodą EEG Biofeedback : -poprawienie pracy mózgu, koncentracji, pamięci, umiejętności uczenia się, szybkości zapamiętywania; -korzystne efekty w nadpobudliwości, zaburzeniach snu, lękach. Zapraszamy do kontaktu – 784411124 Wałbrzych. 29/04/2022. Jak wszyscy wiemy, każde dziecko jest inne i może rozwijać Tłumaczenia w kontekście hasła "ze stracili panowanie" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie winie ich za to, ze stracili panowanie. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate Biden traci cierpliwość. Według czterech osób zaznajomionych ze sprawą, amerykański prezydent miał stracić panowanie nad sobą, po tym, jak Zełenski przedstawił listę kolejnych żądań względem USA. Istnieje jednak kilka metod, które doskonale wspomogą terapię i pracę nad sobą. Spędzenie kilku chwil na powolnym, spokojnym oddechu czy odcięcie się i przejście na spacer pozwalają po krótkim czasie spojrzeć na daną sytuację z dystansem. Niepotrzebne emocje szybko opadną, a my z pewnością poczujemy się lepiej i spojrzymy na Translation of "brother-in-law" into Polish. szwagier, dziewierz, brat męża are the top translations of "brother-in-law" into Polish. Sample translated sentence: My brother-in-law is ready to lose his temper at trifles. ↔ Mój szwagier łatwo traci panowanie nad sobą z powodu błahostek. W tamtym czasie byłam asystentką laboratoryjną w szpitalu l. Pracowałam sześć dni w tygodniu i wracałam do domu późno w nocy. Okazuje się jednak, że nawet w tak krótkim czasie pobytu w domu udawało mi się drażnić teścia. Pewnego razu zostałam z nim sama. Teść stracił panowanie nad sobą: krzyczał, wyzywał mnie, przeklinał. . Lista słów najlepiej pasujących do określenia "łatwo traci panowanie nad sobą":NERWUSZŁOŚNIKRÓWNOWAGASTOIKOPANOWANIEPRZYTOMNOŚĆSPOKÓJMAZGAJSZAŁOBOJĘTNOŚĆSKAŁATWARZWŁADZAPRYWATACIERPLIWOŚĆGÓRAZIMORODEKPOLEPOKÓJPOPŁOCH Są silne, niezłomne, nieustraszone i trudne do pokonania. Jesteś jednym z czterech wspaniałych? Cudownie! Jeśli nie, upewnij się, że któryś z nich znajduje się w gronie twoich przyjaciół. I strzeż się, gdy masz w nich wroga! 1. Baran Barany są znane ze swojej wytrzymałości i hiperaktywności. To właśnie osoby spod tego znaku przeważają na salach, gdzie ćwiczy się crossfit. Barany uwielbiają rywalizować i są niezwykle silne fizycznie. Do tego mają w sobie mnóstwo samozaparcia, dlatego nigdy nie poddają się w dążeniu do celu. Jeśli przed metą zaczną słabnąć, to tym mocniej zacisną zęby i dadzą z siebie 100 procent normy. Baran łatwo traci panowanie nad sobą i staje się naprawdę groźny dla swojego oponenta, a wrogów ma przynajmniej kilku. Potrafi wtedy ostro zaatakować, rzucić obelgą, a nawet unieść pięść, choćby po to, żeby wzbudzić strach w przeciwniku. 2. Lew Kolejny zodiakalny mocarz. Niezłomny, stanowczy i wojowniczy. Nigdy nie pozwoli komuś innemu sobą sterować, zawsze ma rację, ma w sobie siłę, dzięki której jest w stanie przezwyciężyć nawet najtrudniejsze przeciwności losu. Nigdy się nie poddaje, zawsze dąży do obranego celu i nie pozwala sobie na okazywanie słabości. Urażony Lew będzie się mścił i pamiętał wszelkie przewinienia już zawsze, będą u niego zadrą, której nigdy nie uda się zaleczyć. Tak wróg, jak i przyjaciel, który zawiódł na zawsze pozostanie w jego oczach osobą na celowniku, nie opuści przy nim gardy. 3 Skorpion Bardzo uparty, konsekwentny w dążeniu do celu i pełen pasji. Nic nie jest w stanie zatrzymać Skorpiona, jeśli podejmie decyzję o rozpoczęciu jakichś działań. Będzie szedł po trupach i nie obejrzy się za siebie, by ocenić skalę zniszczeń. Dla niego najważniejszy jest wynik. Skorpion, któremu ktoś nadepnie na odcisk jest najstraszniejszym wrogiem. Zemstę zaplanuje na zimno i wykona swój plan w białych rękawiczkach. Jest jak kot, który bawi się upolowaną ofiarą. Może mu się to nie znudzić do czasu, aż znajdzie sobie nowy cel. 4. Rak Osoby urodzone w znaku Raka są przekonane o swojej wartości i o tym, że mogą wszystko. Dzięki temu bez zastanowienia biorą się za najbardziej ambitne plany i konsekwentnie dążą do ich realizacji. W ten sposób szybko osiągają sukces i stają się osobami poważanymi, z którymi trzeba się liczyć. Urażony Rak to groźny przeciwnik. Zaatakuje, po czym schowa się w pancerzu, by oponent nie mógł mu oddać. Na dodatek długo będzie w sobie nosił negatywne uczucia i na wszelkie sposoby próbował uprzykrzyć życie osobie, która go zraniła. A o obrazę majestatu u Raka wcale nie jest trudno. Autor: Świętokrzyska czarownica Autorka horoskopu dziennego oraz miesięcznego horoskopu księżycowego. Specjalizuje się w astrologii, a także w tworzeniu prognoz lunarnych i kalendarzy księżycowych. Prowadzi bloga Robert Pattinson dokonał niemożliwego. Rozsądził toczący się od lat spór, czy to Keaton, Bale czy Affleck jest najlepszym filmowym Batmanem. Dziś właściwa odpowiedź jest już tylko w maju 2019 roku ogłoszono, że Robert Pattinson zostanie nowym Batmanem, wściekłość, szok i niedowierzanie opanowały media społecznościowe. Wielu fanów Mściciela z Gotham nie potrafiło pogodzić się z faktem, że ich ukochanego superherosa ma zagrać gwiazdor Zmierzchu. Wynikało to przede wszystkim z nieznajomości dorobku aktora, który przez prawie dekadę robił wszystko, by zerwać z wizerunkiem lśniącego w słońcu wampira z romansu dla nastolatek. I robił to NAPRAWDĘ latach wyczekiwania przedłużającego się w związku z pandemią wreszcie, 4 marca 2022 roku, do kin trafił Batman w reżyserii Matta Reevesa, który pokazał zupełnie nowe oblicze kina superbohaterskiego. W tym surowym, ponurym i fenomenalnie zrealizowanym thrillerze, który przywodzi na myśl najlepsze filmy Davida Finchera, Pattinson odnalazł się jak ryba w wodzie. Doskonale przygotowany i absolutnie oddany swojej roli, stworzył postać człowieka zagubionego, owładniętego żądzą zemsty, przepełnionego bólem, żalem i wstrętem do samego siebie, którego przed rozsypaniem się na kawałki chroni tylko gruby czarny pancerz. Zakłada go co noc pod pretekstem obrony Gotham, lecz tak naprawdę desperacko szuka ujścia dla swojej tłumionej złości i tak nieoczywistą postać, która jest jednocześnie hołdem dla komiksowego pierwowzoru i niesamowicie współczesnym spojrzeniem na Mrocznego Rycerza, Robert Pattinson dokonał niemożliwego. Rozsądził toczący się od lat spór o to, czy to Keaton, Bale czy Affleck zasługują na tytuł najlepszego filmowego Batmana. Od 4 marca 2022 roku właściwa odpowiedź jest już tylko ma swojego BatmanaNa wstępie zaznaczę, że odkąd po raz pierwszy zobaczyłam film Batman – Początek, należałam do #TeamChristianBale, a moja miłość do jego interpretacji Mrocznego Rycerza rosła z każdym kolejnym filmem. Wybaczałam mu wszystkie niedociągnięcia w roli Batmana i podziwiałam ze wzruszeniem, jak wzrasta, upada i podnosi się jako Bruce Wayne. Do wszystkich fanów Batflecka, którzy przewracają w tym momencie oczami – nie będę przytaczała tutaj dziesiątek rankingów, plebiscytów kinomanów, opinii krytyków i wyników na Rotten Tomatoes na poparcie swojej tezy. Dopóki nie zakłamujecie rzeczywistości i nie obrażacie zdolnych twórców i aktorów – kochajcie sobie, kogo sam komunikat mogę zresztą zaadresować do moich braci i sióstr zakochanych w Mrocznym Rycerzu z trylogii Nolana. Wiem, że przez ostatnie kilkanaście lat byliśmy pewni, że nikt nie jest w stanie przebić tego, co zaprezentował Bale. Jednak gdy ktoś dokonuje tego właśnie na naszych oczach, to raczej powód do radości i wzruszeń, a nie do wyzywania go od najgorszych. Cieszmy się, że możemy być świadkami narodzin godnego następcy Christiana Bale’a. W końcu Robert Pattinson będzie tym Batmanem, na którym będą wychowywały się nasze dzieci. Ja jako dziewczynka, która wkraczała w świat superbohaterów w drugiej połowie lat 90., bardzo im tego który został nietoperzemRobert Pattinson to jeden z moich ulubionych aktorów, w związku z czym nigdy nie rozumiałam oburzenia, jakie wywołało obsadzenie go w roli Mściciela z Gotham City i naturalnie nie należałam do grona osób wyśmiewających angaż „Edwarda ze »Zmierzchu«” do roli Batmana. Od wielu lat wiedziałam, że jest to jeden z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia, co udowodnił swoimi niesamowicie zróżnicowanymi kreacjami. Czym innym jest jednak dowodzenie swojego talentu w niezależnych produkcjach, takich jak Good Time, Lighthouse czy Rover, a czym innym zmierzenie się z najbardziej ikonicznym superbohaterem w dziejach popkultury. Dlatego, choć wierzyłam w jego umiejętności aktorskie, mój niepokój przed premierą Batmana rósł wprost proporcjonalnie do ekscytacji. Był zarówno wynikiem obaw, czy Matt Reeves stanie na wysokości zadania, jak i niepewności co do tego, jak poradzi sobie szczęście nie zawiódł mnie żaden z nich. Batman to dzieło zrealizowane perfekcyjnie (o czym pisałam w naszej redakcyjnej recenzji), zaś odtwórca tytułowej roli… właśnie został legendą kina. To zabawne, że kiedy ogląda się Pattinsona w jego pierwszych rolach, szczególnie w Zmierzchu, można dostrzec, jak niewyobrażalnie zagrywa się w każdej ze scen. Sam aktor tłumaczy to swoim ówczesnym bardzo młodym wiekiem i chęcią stworzenia jak najbardziej artystycznej kreacji, co w owym czasie, jak widać, kojarzyło mu się z przybieraniem bardzo dziwnych wyrazów twarzy i wypowiadaniem wszystkich kwestii na przydechu. W Batmanie jest zupełnie odwrotnie. Niezależnie od tego, czy są to sceny Batmana, czy obnażonego ze swojej zbroi Bruce’a Wayne’a – aktorstwo Pattinsona jest oszczędne, surowe, a przy tym niezwykle Roberta PattinsonaW związku z faktem, że przez większość filmu twarz aktora jest ukryta pod maską, nie ma tu za dużego pola do aktorskich popisów. I w tym właśnie tkwi haczyk, bo uznanie tego za łatwe zadanie mogłoby zgubić mniej utalentowanego artystę. Nie licząc kilku krótkich sekwencji z udziałem Bruce’a Wayne’a, Pattinson gra w tym filmie wyłącznie oczami. Swoim spojrzeniem potrafi wyrazić zarówno przygniatający go ból, obezwładniającą go złość, jak i narastający pociąg do Seliny Kyle. Następujące po sobie sceny, w których obawia się, że Riddler odkrył jego tożsamość i za chwilę zostanie pozbawiony jedynej rzeczy, która trzyma go w ryzach, są najlepszym dowodem na to, jak perfekcyjnie udało mu się opanować sztukę wyrażania całej palety emocji ekstremalnie oszczędnymi się na milczących bohaterach ze spaghetti westernów Sergia Leone, gwiazdor Lighthouse nie wdaje się w zbędne pogawędki i rzadko rozjaśnia swoje oblicze uśmiechem (jeśli dobrze pamiętam, zdarza się to jeden raz na cały film). Krocząc powoli w swoich ciężkich butach i sfatygowanym kostiumie, stąpa po cienkiej linie między perfekcją a śmiesznością. Jeden fałszywy ruch, jedno zbyt wymowne spojrzenie i cały jego pieczołowicie zbudowany wizerunek mógłby wywołać niezamierzony komizm. Pattinson wychodzi jednak z tej próby obronną ręką, bodaj tylko raz tracąc równowagę, co przywodzi na myśl kreację Michelle Pfeiffer w Powrocie Batmana z 1992 roku (który, nawiasem mówiąc, jest ulubionym z batmańskich filmów Pattinsona). Nie chodzi tu oczywiście o stosowanie takich samych środków wyrazu, lecz o podobne balansowanie na granicy przesady. Zarówno Catwoman sprzed 30 lat, jak i współczesnemu Batmanowi udaje się tej granicy nie przekroczyć. Aktor trafia w punkt także w kwestii głosu, którym oprowadza nas po swoim świecie, jak na typowego detektywa z filmów noir ból istnieniaSukces Pattinsona tkwi między innymi w tym, że nie ogranicza się do powielania utartego schematu bezimiennego twardziela pokroju rewolwerowca z trylogii dolarowej. Nie jest Jasonem Stathamem z Jednego gniewnego człowieka czy Ryanem Goslingiem z Drive. Jego poza ma drugie dno, o którym nie pozwala nam zapomnieć ani aktor, ani powtarzający się utwór Something in the Way kolejnej legendarnej postaci stanowiącej tu źródło inspiracji. Na każdym kroku przypomina nam, że bohater, któremu się przyglądamy, mało ma jeszcze z superherosa, którego podziwialiśmy w filmach Tima Burtona czy Christophera Nolana. Bo choć Bruce Bale’a, któremu zdecydowanie najbliżej do kreacji młodszego kolegi, z każdą kolejną odsłoną trylogii stawał się coraz bardziej autodestrukcyjny, zawsze przyświecały mu idee większe niż on sam i ważniejsze niż jego osobiste życzenie śmierci. Tymczasem u bohatera najnowszego filmu nieszczególnie widać chęć poświęcania się dla Gotham (chyba że tylko po to, by skrócić swoje cierpienie). Przeważają osobiste pobudki. Przywdziewanie kostiumu samozwańczego stróża prawa jest nałogiem, bez którego nasz protagonista nie potrafi funkcjonować. Jak wspomniałam już wcześniej, zakłada go nie tylko po to, by ochronić się przed ciosami zbirów niszczących jego rodzinne miasto, lecz przede wszystkim dlatego, by schować się przed światem, w którym kompletnie nie radzi sobie bez pełna niepewności, wątpliwości i lęków, a przez to tak niesamowicie ludzka wersja Batmana pojawia się na ekranie po raz pierwszy. Z jednej strony oddając charakter postaci z komiksu Year One, a z drugiej wpisując się w dyskusję na temat męskości, jaka toczy się we współczesnym świecie. Nikt wcześniej nie skupił się tak bardzo na traumie, poszukiwaniu tożsamości i koszmarnej kondycji psychicznej Bruce’a Wayne’a, a już na pewno nie przeniósł ich tak dobitnie na postać Batmana. Michael Keaton był Bruce’em nieśmiałym i niepewnym siebie, Christian Bale udawał bon vivanta, by ukryć swoje cierpienie, a Ben Affleck sapał i krzywił się, by pokazać zmęczenie starzejącego się miliardera. Każdy z nich, przywdziewając strój Batmana, przeistaczał się jednak w nadczłowieka – odważnego, perfekcyjnie wyszkolonego i świetnie wyposażonego w rozmaite gadżety. Tymczasem Batman Pattinsona, w skórzanej masce i stroju pozbawionym efekciarskich bajerów, nie do końca radzi sobie nawet ze swoim sprzętem. Potyka się, popełnia błędy, wątpi w siebie i równie łatwo traci rezon co panowanie nad sobą. Pozory stwarzane przez panicza Wayne’a nie interesują go natomiast kompletnie. Nie ma siły wstawać rano z łóżka, więc tym bardziej żadna siła nie jest w stanie zmusić go do strojenia się i udawania, że czerpie z życia jakąkolwiek radość. I choć jest najmłodszy z wszystkich wymienionych Batmanów, jest o wiele bardziej niż jego poprzednicy rozczarowany i pozbawiony złudzeń, że Gotham może stać się lepszym miejscem. W finale dostrzega promyk nadziei. Znów jest to jednak nie tyle nadzieja na lepsze jutro, co na odnalezienie swojego miejsca w Reeves był zachwycony tym, jak niebezpieczny, pozbawiony hamulców, a jednocześnie bezbronny potrafi być Pattinson, kreując role w Good Time czy Lighthouse. Właśnie dlatego pisał scenariusz Batmana z myślą o tym konkretnym aktorze, nie mając pojęcia, czy w ogóle zgodzi się przyjąć tę rolę. Okazało się jednak, że Pattinson marzył o niej od dawna, dostrzegając w postaci Batmana znacznie więcej niż popkulturową ikonę. I pewnie właśnie dlatego spotkanie tych dwóch artystów przyniosło tak satysfakcjonujący efekt. Może nie wszyscy potrzebowali nowego Batmana, może nie każdy widz zasługuje na kontakt z tak wrażliwym i artystycznym ujęciem jego postaci… Niezaprzeczalny jest jednak fakt, że Batman AD 2022 to bohater jednocześnie wierny komiksom i ucieleśniający bolączki znane współczesnym widzom, który właśnie zapisuje się w historii jako jeden z najlepiej zagranych i najbardziej nieoczywistych superbohaterów w dziejach kina. Natalia HluzowMiłośniczka twórczości Tarantino, Nolana, Waititiego, kina superhero i serialu „The Office” (US!) wychowana na „Władcy pierścieni” i „Zabójczej broni”. Za synonimy filmowego arcydzieła uważa „Fight Club”, „Bękarty wojny” i „Incepcję”. Jej najnowszą miłością jest „Batman” Matta Reevesa. Na przekór stereotypom dotyczącym osób po szkołach filmowych, ponad wszystko kocha kino mainstreamowe i wszelkie toczące się w jego ramach gry intertekstualne. Nienawidzi wydumanych dialogów, papierowych postaci i kiedy twórcy wątpią w inteligencję inne artykuły >>> Trenował z Henrym i Ronaldinho, grał przeciwko Pogbie i Lukaku, rzemiosła uczył się od Vermaelena i Djourou. Widział domy naznaczone śladami wojny w Sarejewie, poznał chciwych menedżerów i ludzi, którzy kompletnie nie poradzili sobie z życiem po piłce. Sam przyznaje, że tylko dzięki wierze w Boga i mentalności, która nie pozwoliła mu się poddać, nie dał się zniszczyć depresji i wciąż jest zawodowym piłkarzem. Konkretnie – obrońcą Rakowa Częstochowa, z którym spotkaliśmy się w siedzibie beniaminka I ligi. Zapraszamy na naprawdę duży wywiad z Danielem Boatengiem, wychowankiem Arsenalu, którego droga do Częstochowy była znacznie dłuższa niż ta, którą przebywają co roku pielgrzymi. Bo wiodła między innymi przez Londyn, Sarajewo, szwedzkie Södertälje i szkockie to wielka część mojego życia. Miałem 10 lat, kiedy pierwszy raz pojawiłem się tam na treningu, a 21, kiedy pożegnałem się z klubem. Cały czas gdy oglądam mecze tego klubu czuję, że to moja drużyna. Pojawia się dodatkowy dreszczyk emocji, nadal jestem kibicem Kanonierów. Ale powiem ci, że jestem też wielkim fanem czytałem gdzieś, że urodziłeś się w okolicy, gdzie wszyscy kibicowali z kolei Tottenhamowi?(śmiech) No, zgadza się. Urodziłem się w Tottenham, grałem w Arsenalu, jestem fanem Chelsea. Łączy je to, że są klubami z „mojego” Londynu, nigdy w życiu nie wpadłbym na pomysł, by kibicować – powiedzmy – United. A, jeszcze w ramach ciekawostki, wiesz kto był moim idolem?Niech zgadnę, pewnie nikt z Arsenalu ani Ledley King z Tottenhamu (śmiech). Co za zawodnik! Gdyby nie kontuzje, które zniszczyły mu karierę… W pełni zasługiwał na swoje „wychowanka akademii Arsenalu” to atut czy ciężar?Wydawałoby się, że to wyłącznie zaleta, nie? To pomaga, faktycznie, gdy idziesz do klubu, w którym prezes czy menedżer widzi w twoim resume, że byłeś przez długi czas w Arsenalu. Bo to oznacza, że coś potrafisz. Że warto dać ci szansę. Ale czasami towarzyszy temu ogromna presja. Ludzie oczekują od ciebie za wiele, że będziesz tak wyróżniającą się postacią, tak rzucającą się w oczy, jak piłkarze faktycznie grający w pierwszym zespole Arsenalu. Ale gdybym miał oceniać całościowo, sądzę, że to duży zresztą nie byłeś tam tylko przez moment, ale jesteś kimś, kto przeszedł wszystkie szczeble, od najmłodszych grup, aż po debiut w pierwszym zespole w Pucharze udało się nawet wejść na kilka minut. Miałem 19 lat, to było wyjątkowe uczucie. Coś, czego nie czuje się zbyt często w życiu. To było zaledwie kilka minut, ale odebrałem to jako nagrodę za decyzję podjętą za dzieciaka, za to, że nigdy się nie poddałem. Chwila wynagrodzenia za lata oddania. Oczywiście jest mi przykro, że na tym się skończyło, że nigdy później już nie zagrałem u Arsene’a Wengera, ale tamtego spotkania, w którym zastąpiłem Thomasa Vermaelena, nikt mi nie wychowankowi jest tak ciężko się przebić? Patrzyłem na listę zawodników z akademii na profesjonalnych kontraktach z 2012 roku i stamtąd tylko Serge Gnabry i Hector Bellerin spośród bodaj 30 zawodników faktycznie zaistnieli w pierwszej że akurat ich wspominasz. Obaj byli ode mnie młodsi, pamiętam jak Hector przyszedł jako szesnastolatek, Serge podobnie. Obaj strasznie nieśmiali, spokojni, nawet lekko wycofani. Piłka jest cholernie nieprzewidywalna. Bo powiem ci, że wtedy wszyscy myśleli, że Arsene Wenger da szansę kompletnie innym zawodnikom, zawodnikom, którzy zapowiadali się jeszcze lepiej niż ci dwaj i którym wróżono ogromne kariery. Cieszę się oczywiście, że przynajmniej Hectorowi i Serge’owi się udało, bo jesteśmy dobrymi kumplami i zawsze życzyłem tym chłopakom jak to nie zawodnicy akademii, a chłopaki, którzy przyszli z innych krajów jako nastolatkowie, już po części ukształtowani gdzie jest właśnie to, czego ludzie nie do końca rozumieją. Załóżmy, że jesteś zawodnikiem urodzonym w Anglii. Trenujesz w Arsenalu do 16. roku życia. Wtedy Arsenal może ściągnąć do drużyny młodzieżowej 16-latków z innych krajów, absolutnie największe talenty, jakie uda im się znaleźć. Z Niemiec, Szwajcarii, Hiszpanii, całej Europy. Kiedy to się dzieje, rodowici Anglicy, którzy przyszli do klubu za darmo, bo o grze w nim marzyli, muszą konkurować już nie tylko ze sobą, ale z zawodnikami, za których klub zapłacił, często spore jak na ten wiek pieniądze. To na starcie ustawia ich ponad Anglikami, tutaj pojawia się dla nich trudność. Wielu z tego powodu musi odejść, by zrobić miejsce dla piłkarzy z zagranicy. Zobacz, że faktycznie, z drużyn młodzieżowych do pierwszej drużyny Arsenalu wchodzi sporo zawodników, ale tak naprawdę tych obecnych w klubie od małego jest coraz mniej. Ostatni to Jack Wilshere i Kieran Gibbs, ostatnio Alex Iwobi, który cały czas walczy, by się przebić. Pozostali – Fabregas, Senderos, Djourou – wszyscy doszli później, przybyli z innych krajów. Oczywiście nie mówię, że Wenger skupia się tylko na nich, że Anglików traktuje gorzej. On jest genialnym menedżerem, a jego CV i liczba zdobytych trofeów mówi samo za siebie. Jeśli jesteś dość dobry, on da ci szansę. Niezależnie od tego, co masz w że ty dostałeś od niego dokładnie taką szansę, na jaką zasłużyłeś?Kurczę… Jak mam być szczery, to chciałem zdecydowanie więcej. Więcej szans. Każdy zawodnik chciałby dostać ich więcej. Ale nie mogę powiedzieć, że wcale jej nie dostałem. Gdybym z niej skorzystał, jestem pewien, że do dziś byłbym w zabrakło?Ciężko mi się o tym mówi. Wierzę, że gdybym bardziej poważnie podszedł do tamtego okresu, gdy zaczynałem wchodzić do pierwszej drużyny… Dałbym sobie ogromną szansę, by nie wypaść z obiegu. Gdybym wiedział wtedy to wszystko, co wiem dzisiaj… Po prostu nie do wszystkich obowiązków podchodziłem na poważnie, nie walczyłem, nie zapierałem się rękami i nogami, by utrzymać się na tym miejscu, do którego udało mi się wtedy dojść. Wydaje mi się, że w momencie, kiedy zadebiutowałem w Pucharze Ligi, poczułem tak duże samozadowolenie… Wiesz, myślałem, że mam świat u stóp. Że teraz będzie tylko lepiej. Przestałem się przykładać, poczułem się wielkim piłkarzem, a jeszcze wcale nim nie byłem. To był mój największy wiedziałeś już na pewno, że to koniec? Że Arsenal to już dla ciebie zamknięty etap?Po moim trzecim wypożyczeniu do szkockiej Premiership, do Hibernian. Nie zagrałem tam zbyt wielu meczów, cztery czy pięć. Wtedy zrozumiałem, że moja szansa uciekła. W Arsenalu jest tylu zawodników, że jeżeli ty nie wskoczysz do pociągu, to wolne miejsce zajmie błyskawicznie ktoś inny. W poczekalni jest tyle osób, że odpalenie jednej to po prostu szansa dla kolejnej. Po powrocie z Hibernian poczułem, że to koniec i że jeśli mogłem przed Szkocją mieć nadzieję na to, że jeszcze się to wszystko poukłada, to tamto wypożyczenie kompletnie mnie jej pozbawiło. Mimo wszystko jestem wdzięczny Bogu za to, że nadal gram w piłkę, bo znam wielu takich, którzy mieli podobne marzenia, a dziś robią coś zupełnie innego, pracują w sklepach, na stacjach benzynowych, na budowach… Nie mieli w sobie tyle samozaparcia, gdy Arsenal ich skreślił, by dalej próbować. Ja? Ja nigdy nie byłem quitterem. Nie poddałem się tak łatwo, mam to w DNA i choć nie wszystko poszło po mojej myśli, to nadal robię to, co kocham. Bóg dał mi szansę, wiara w niego mnie napędza do podejmowania kolejnych właśnie, akademie piłkarskie przygotowują do „prawdziwego” życia? Praktycznie każda teraz pisze o sobie, że oprócz szkolenia piłkarzy, szkoli też ludzi. By się później bez problemów ładne słówka, fajnie się je sprzedaje ludziom. Ale nie, ci, którym się nie powiedzie, nie są przygotowani do tego, by szybko się z tym pogodzić i żyć jak normalni ludzie. Tak brutalna jest rzeczywistość – 1-2 na 10 się uda, będą grać zawodowo. Prosta matematyka, nie ma dość miejsc w zawodowych zespołach, by umieścić tam każdego wychowanka każdej akademii. Przez kilkanaście lat w Arsenalu, może parę razy ktoś wspomniał o tym, że nie każdy z nas będzie zarabiał na życie grając w piłkę. Za rzadko. Zbyt powierzchownie. Wydaje mi się, że jest w tej kwestii ogrom pracy do wykonania. Można przecież zawodnikom zorganizować czasami spotkania z właśnie takimi ludźmi, wychowankami akademii, którzy teraz zarabiają na życie w innych zawodach. Jak sobie poradzili zaraz po zmianie zawodu. Dać im do zrozumienia, że taką ścieżkę też muszą brać pod uwagę. Że choć dziś dostają niezłe pieniądze w młodym wieku za to, że kopią piłkę, to nie zawsze musi tak być. Bo gdy sypią się marzenia o byciu gwiazdą Arsenalu – a sypią się one każdego roku wielu, uwierz mi – często sypią się też ich piłkarza to jak życie w bańce, w której wszystko masz podane na jest, wszystko przychodzi szybko. Normalnie musisz czekać na różne rzeczy, zbierać pieniądze na samochód, zrobić coś samemu. Życie zawodowego piłkarza nie przygotowuje do funkcjonowania w normalnym świecie. A przecież kariera jest taka krótka. Jeśli dbasz o siebie, jesteś profesjonalistą, pograsz do 33., może 35. roku życia. Widziałem wielu piłkarzy, którzy nie rozumieją, że pieniądze, jakie zarabiają, muszą inwestować. Bo kariera się skończy i zarobki już nigdy nie będą takie same. Mądrość, umiejętność słuchania odpowiednich ludzi…***Przez jakiś czas w Arsenalu trenowałeś nawet, jak mówisz, z pierwszym zespołem, miałeś szansę poznać paru piłkarzy z absolutnego światowego topu. Kto zrobił na tobie najlepsze wrażenie?Od 19. roku życia bardzo dużo trenowałem z pierwszym zespołem. Sporo w rezerwach grałem z Thomasem Vermaelenem, znakomitym obrońcą, który tak jak King stracił wiele miesięcy przez urazy. Johann Djourou też był świetnym mentorem. Potrzebowałem pomocy – waliłem prosto do niego. Mogłem dzwonić o każdej porze dnia i nocy, wiedziałem, że znajdzie czas. Ale gdybym miał wybrać jedno wspomnienie, to byłby to oczywiście trening z Thierrym Henrym. Wtedy wrócił ze Stanów, grał przez jakiś czas na wypożyczeniu w Arsenalu. Nigdy nie uczestniczyłem w treningach z kimś takim. Dwustuprocentowy profesjonalista. To z wiekiem się u niego nie każdy zasługuje na pomnik przed stadionem jeszcze jako on jest tam bogiem. Szacunek jakim jest darzony… się kryło Henry’ego na treningu?Miałem mega farta, bo w gierce przydzielili nas do jednej drużyny! Mógłbym wpaść w kompleksy, to na pewno (śmiech).Kryłeś za to choćby Romelu Lukaku w meczu rezerw. Widziałem też, że miałeś szansę grać choćby przeciwko Paulowi To było czuć, że kwestią czasu będzie najlepszy na świecie na swojej pozycji. Wiedziałem to w momencie, jak zobaczyłem kilka jego kontaktów z piłką. Nie wiem, jak to jest w Polsce, ale w Anglii kiedy grasz z kolegami dla czystej rozrywki, to przez większą część czasu próbujesz tricków, próbujesz ośmieszać przeciwnika, bo nie ma żadnych ram taktycznych, żadnych trenerów, którzy powiedzą ci, co masz robić. Możesz zrobić to, na co masz ochotę. Jeśli wyjdzie, ludzie będą zachwyceni, jeśli nie – nikt nie będzie narzekać, bo nie o to chodzi w grze for fun. No więc graliśmy z rezerwami Manchesteru United, a Pogba traktował ten mecz jak kolejne starcie na podwórku z kolegami. Dryblingi, sztuczki techniczne, co chwilę pokazywał coś nowego. Nie przypominam sobie innego zawodnika, z jakim miałem styczność, który miałby w meczach o stawkę tak ogromny luz. Zero zaskoczenia, że gra w pierwszym zespole United, że był rok temu najdroższy na wtedy był niezwykle silny. Spróbuj go przepchnąć, przewrócić, to on ustoi, a sam wylądujesz na ziemi. Zbudowany jak skała, a do tego szybki. Był niezły, nie przykuwał może uwagi w takim stopniu jak Pogba, ale wyróżniał się. I też w jego przypadku nie jestem szczególnie zaskoczony, że dziś to tak istotny piłkarz w czołowym klubie Premier jacyś zawodnicy, którzy przykuli twoją uwagę, a nie wyszło im w seniorskiej piłce?Wymienię ci jedno nazwisko gościa, którego umiejętności były niesamowite i co do którego nadal nie umiem zrozumieć, dlaczego nie wyszło mu w dorosłej piłce. Fran Merida. Ogromne rozczarowanie. Fabregas był najlepszym zawodnikiem, jakiego Arsenal wziął z akademii, ale Merida był tylko odrobinę słabszy, a znacznie lepszy od wielu innych, którzy dziś robią kariery w Premier League. Nie wiem, czy to kontuzje, czy jeszcze coś innego. Ale miał potencjał, by stać się gwiazdą dzisiejszego Arsenalu. Postacią numer że kiedyś uczestniczyłeś też w treningu… reprezentacji Brazylii szykującej się do meczu z Włochami na Wembley. Jak w ogóle do tego doszło?Brazylijczykom brakowało czterech zawodników do wewnętrznej gierki, były tam jakieś problemy z kontuzjami. Brakowało im napastnika, dwóch pomocników i obrońcy. Poprosili więc mnie, Benika Afobe, Emmanuela Frimponga i Jaya-Emmanuela Thomasa, żebyśmy dołączyli. Coś niesamowitego, nagle wychodzisz na boisko z Ronaldinho, Robinho, Pato, Lucio, Marcelo. To było coś szalonego. Nie umiem znaleźć słowa, które opisywałoby to uczucie, gdy jesteś z nimi na boisku. Myślałem sobie: „chłopaku, zobacz jak oni grają, co oni potrafią zrobić z piłką”. i stereotypy robią swoje, wszyscy wyobrażają sobie, że trening Brazylijczyków to nie bieganie interwałów, tylko jedna wielka tak jest naprawdę! Serio, im uśmiech nie schodzi z ust. Odbyłem w życiu tysiące jednostek treningowych, które były intensywniejsze. Ale tak luźnej, tak pełnej dobrego humoru, żartów, a przy okazji takiego pokazu umiejętności – chyba nigdy. Proste gierki – zagrania na jeden kontakt, szybkie wymiany piłek. I ta atmosfera… Oni dzięki atmosferze, dzięki temu, jak kochają piłkę, osiągają takie sukcesy. Mają to we chodzi o znane postaci, jakie spotkałeś na swojej drodze, to nie mogę nie spytać o Paolo Di Canio, z którym miałeś krótki kontakt w League współpraca z nim była interesująca, żałuję, że dość szybko musiałem wracać z wypożyczenia do Swindon, ale to akurat z powodów osobistych, niezwiązanych z grą w piłkę. Di Canio był świetnym menedżerem, jego treningi, gdybyś je zobaczył, nie różniły się niczym od treningów w Arsenalu, były bardzo intensywne. Jego problemem jest to, że łatwo się „włącza” podczas wywiadów, rozmawiając z dziennikarzami, ale jako menedżer, motywator – top, tyle mogę powiedzieć. Facet nie jest szczególnie wysoki, ale w momencie, kiedy do ciebie mówi, czujesz się o, taki malutki, a on jest gigantem. Wzbudza respekt, wręcz okazję zobaczyć jego gniew na żywo?O tak, zdecydowanie. Nie pamiętam, co to był za mecz, ale w każdym razie przegrywaliśmy 0:1 do przerwy. Weszliśmy do szatni, gdzie stał stół z kawą, napojami. Di Canio był tak wściekły, że wrzeszczał na nas bez przerwy przez dwie minuty, po czym walnął w ten stół tak, że wyleciał w powietrze, a wszystkie kawy, herbaty, poleciały w kierunku zawodników. Wszyscy byli oblani tymi napojami. Pomyślałem sobie: „witaj w zespole Di Canio” (śmiech). Bycie w akademii Arsenalu, zespole rezerw, to nie przygotowuje do prawdziwie męskiego, dorosłego futbolu. Dopiero takie mecze w League One, League Two są tym, co hartuje charakter musiał być ci potrzebny niedługo później, w końcu po Londynie wylądowałeś w kompletnie odmiennym mieście. W to za największy błąd w całym moim życiu. Nie tylko w karierze. W życiu. Nie sam transfer, ale to, komu powierzyłem moje interesy. Przyjaciel rodziny, któremu bardzo ufałem, powiedział mi, że zna agenta, który załatwi mi klub. Pojechałem z nim do Sarajewa. Prezydent klubu był bardzo zadowolony z tego, jak sobie radziłem. Podpisałem krótki kontrakt, ale po trzech miesiącach chcieli przedłużyć umowę, ustalili z agentem kwotę, jaką on dostanie za podpis na nowej. Ale prezydent klubu spotkał się z tym agentem, powiedział mu wprost, że jest ze mnie bardzo zadowolony. Tego człowieka zjadła chciwość. Powiedział, że chce więcej pieniędzy za podpis. Nigdy nie mówił mi o tym, ale chwilę wcześniej rozmawiał ze mną przez telefon i się nie rozłączył, więc słyszałem każde jego słowo. Prezydent nie spełnił jego żądań, umowa nie została nie było to kompletnie załamany. Musiałem wracać do domu. Moja głowa tego nie wytrzymywała. Długo zastanawiałem się, czy jeszcze próbować w piłce, czy się poddać. Kilka miesięcy nie grałem, musiałem sobie wszystko sobie poukładać w głowie. Poszedłem do Szwecji, do trzeciej ligi, żeby wrócić do rytmu. Żeby odbudować się fizycznie i psychicznie. Nie zależało mi na tym, żeby grać na jakimś super poziomie, tylko na tym, żeby znów pokochać grę w piłkę. W tamtym momencie uważałem, że jeżeli futbol nie będzie znów dawał mi radości, to nie ma sensu marnować na niego o zakończeniu kariery?Pojawiły się. Zastanawiałem się, co mógłbym innego robić. Ale pomyślałem o wszystkich poświęceniach, jakie złożyłem od ósmego roku życia, gdy zacząłem trenować. Przypomniałem sobie, jak wiele to kosztowało i zadałem sobie pytanie: „czy jest sens rzucać tym wszystkim?”.Samo życie w Sarajewie, mieście, które na pierwszym miejscu kojarzy się z wojną, jak ono wyglądało?Powiem ci, że tak jak wspomniałem, że to najgorsza decyzja w moim życiu pod kątem poprowadzenia kariery, tak życiowo te trzy miesiące dały mi niesamowicie dużo. Tam nauczyłem się prawdziwego życia jako młody człowiek. To, o czym rozmawialiśmy, że piłkarze nie radzą sobie w życiu. Będąc tam, musisz być silny psychicznie, musisz umieć się przystosować. Gdy szedłem na trening, mijałem budynki, w których widać było ślady po strzałach z pistoletu, kratery po wybuchach bomb. Sarajewo nie jest też najczystszym miastem. Ludzie żyją tam trochę jakbyś cofnął się o dekadę, mają taką mentalność, jaką miało się jakieś dziesięć lat temu. Czułem, że czarny człowiek spotkany na ulicy to dla nich nowość, mogę powiedzieć, że dzięki temu byłem też popularny wśród dziewczyn (śmiech). Ale już mówiąc całkiem poważnie, to wszystko sprawia, że zaczynasz doceniać, jak wiele masz. Gdy widzisz utalentowanych chłopaków, którzy nie mają szansy na odpowiedni rozwój, którzy mogą nie dostać okazji do wyjazdu do lepszego klubu, bo urodzili się w takim, a nie innym miejscu. Nawet nie wiesz, jak mnie to zmotywowało do cięższej pracy. Żeby móc znów trenować i grać w lepszych warunkach niż pod tym kątem bardzo źle?Niektórzy ludzie mają w ogródku przed domem lepszą, równiejszą trawę niż na tamtym boisku treningowym. Oni tam nie narzekają, bo są do tego przyzwyczajeni. Ale ja, wiedząc jak trenuje się w Anglii, myślałem sobie: „co to jest?!”.Wiara pomagała ci tam wytrwać?Zdecydowanie. Jest wiele osób, które pracują bardzo ciężko, a wydaje im się, że nie dostają za to żadnej nagrody. Ja podchodzę do tego inaczej. Wierzę, że właśnie wiara w połączeniu z ciężką pracą sprawia, że wszystkie elementy w twoim życiu w końcu wskakują na właściwe miejsce, nawet jeżeli momentami jest ci bardzo ciężko. To zdecydowanie sprawdza się w moim przeciwników, przeklinanie – na boisku chyba trudniej jest się trzymać jej zasad?Jesteśmy ludźmi, wszyscy popełniamy błędy. Bóg wie, że nie jesteśmy idealni. Staram się być skromny, spokojny. Oczywiście zdarza mi się stracić panowanie, być agresywnym na boisku, ale zawsze wtedy po meczu modlę się do Boga, proszę go o wybaczenie. Wierzę w to, że on patrzy w serce, że nawet jeśli grzeszysz, jeśli wdajesz się w bójki, to nie będzie cię za to źle oceniał. Jeżeli masz w sobie dobro, on je zobaczy. Wybaczy ci to, co było złe, jeśli tylko o to że teraz poukładał te klocki w twoim życiu tak, jak powinien? Że możesz wreszcie tutaj, w Częstochowie, osiąść na dłużej?Cieszę się z czasu spędzonego tutaj, jeśli mam być szczery, bardzo mi się podoba miasto, ludzie. To znacznie lepszy kraj od Anglii, jeżeli chcesz się skupić na grze w piłkę. A przy tym jeśli chodzi o rozwój, o to, jak wyglądają miasta, bardzo przypomina Anglię. Jedyne, z czym mam problem, to bariera językowa. W supermarketach nie pracuje zbyt wiele osób mówiących na tyle dobrze po angielsku, żebym mógł się z nimi dogadać. Gdy idę do restauracji, jest znacznie lepiej. W sklepie? Czasami zdarzają się sytuacje, gdy kasjerka patrzy na mnie i nie wie, co zrobić. Woła koleżankę, kierowniczkę – nadal możesz nauczyć się lekcje, już zaczęliśmy się uczyć. Ale wymowa niektórych liter… Masakra. Wiesz, jakie słowo sprawiło mi jak dotąd najwięcej problemu?Jakie?Czekaj, jak to było… „Wy” (śmiech)! Nie rozumiem, jak to można tak wymawiać. W Anglii „w” czyta się „dablju”. To „wy” jest dla mnie nie do przeskoczenia! Rozmawiał SZYMON PODSTUFKAObserwuj @PodstufkaSzymon Gdy chodzi o nałóg, problem nie dotyczy wyłącznie osoby uzależnionej, ale też jej bliskich, którym na niej zależy. Zwykle chodzi o partnera/kę, dzieci, rodziców. Bliscy ci nierzadko nieświadomie stają się swego rodzaju wspólnikami w nałogu, a problem odciska na nich ogromne piętno. Szczególnym przypadkiem jest natomiast współuzależnienie w związku dwóch jest trudny i złożony i już na wstępie należy podkreślić, że jeśli wiesz, że współuzależnienie dotyczy także ciebie, prawdopodobnie potrzebujesz pomocy tego wpisu natomiast dowiesz się, czym jest współuzależnienie emocjonalne, jakie są jego objawy i na jakie fazy się dzieli. Powiemy też sobie o tym, co można zrobić, by uwolnić się od się, że twój związek musi zmagać się w tej chwili z poważnym kryzysem, skoro czytasz ten artykuł. Dlatego na początek proponuję ci zrobienie krótkiego darmowego testu online, który pozwoli ci ocenić kondycję twojego związku. Być może dzięki niemu uda ci się zdiagnozować inne problemy, poza nałogiem partnera/ki. W jakiej kondycji jest Twój związek?Spis treściWspółuzależnienie emocjonalne: co to jest?Fazy współuzależnienia w związku1. Zaprzeczanie i usprawiedliwianie2. Mechanizmy przetrwania3. Poddanie sięWspółuzależnienie: objawy na rożnych etapachWspółuzależnienie w związku: jak się uwolnić?Współuzależnienie emocjonalne: co to jest?Wyjaśnijmy sobie przede wszystkim, czym jest współuzależnienie, ponieważ to pojęcie niekoniecznie jest takie już wiadomo, chodzi o kwestię nałogu. Kiedyś mówiło się głównie o uzależnieniu od alkoholu, ale problem dotyczy także innych uzależnień: od narkotyków, ale też hazardu czy seksu. Tak jak alkoholik uzależniony jest od alkoholu, tak bliska mu osoba może uzależnić się od alkoholika. Tak powstaje łańcuch jest natomiast to, że sam termin nie dotyczy np. dzieci. One bowiem pozostają w związku z osobą zmagającą się z nałogiem z powodu oczywistej zależności od niej i więzów rodzinnych. Współuzależnienie tyczy się natomiast osób dorosłych, które potencjalnie mogą zerwać relację z osobą dlatego używa się określania „współuzależnienie w związku” – ponieważ niemal zawsze chodzi o partnerów lub małżonków. Ci z kolei wypracowują sobie mechanizmy reakcji na problem, robiąc wszystko w dobrej wierze, jednak wcale nie pomagając osobie uzależnionej, a przy tym krzywdząc siebie, jak również zróbmy jeszcze małą dygresję: wprawdzie współuzależnienie dotyczy dorosłych, to częściej dotknie osoby o pewnym określonym rysie. To problem, który może dotyczyć dorosłych, którzy sami w dzieciństwie żyli w rodzinie dysfunkcyjnej i musieli „ratować” rodzica przed nałogiem. W dorosłym życiu powielają te same schematy. To samo może się tyczyć osób szczególnie empatycznych i o niskiej więcej, można zauważyć, że w ostatecznym rozrachunku osoba współuzależniona wspomaga uzależnienie partnera. Nie robi tego świadomie, dlatego tak ważna może okazać się interwencja terapeuty, który zdemaskuje szkodliwe schematy zachowań i błędy w rozumieniu własnej współuzależniona całkowicie podporządkowuje swoje życie i potrzeby osobie uzależnionej, mając na celu ochronę rodziny. Odbywa się to poprzez różne fazy i objawia w rozmaitych sytuacjach. Powiemy sobie o tym za współuzależnienia w związkuZobaczmy teraz, jakie są poszczególne fazy wchodzenia we współuzależnienie. Należy przy tym podkreślić, że etapów tych niektórzy rozróżniają więcej. My powiemy sobie na razie ogólnie o tych najważniejszych fazach, a następnie, przechodząc do objawów współuzależnienia, przeanalizujemy, co się dzieje w związku, gdzie jeden z partnerów ulega międzyczasie chcę też zachęcić cię do zerknięcia do zawartości e-booka „Pogotowie Dla Związku„. To poradnik dla par w kryzysie, który zawiera wiele praktycznych ćwiczeń i porad na konkretne problemy w związku. Jak zażegnać kryzys w związku oraz odbudować uczucie, zaufanie i namiętność między partnerami1. Zaprzeczanie i usprawiedliwianiePierwsza faza, jaką możemy wyróżnić, to zaprzeczanie problemowi, jakim jest nałóg partnera lub partnerki. Na tym etapie możemy próbować udawać, że nie dostrzegamy uzależnienia lub wmawiać sobie różne alternatywne scenariusze. Jednocześnie możemy usiłować racjonalizować to, co widzimy, oraz zakładać tymczasowość praktyce wygląda to tak, że początkowo ignoruje się to, że druga osoba zaczęła np. regularnie popijać. Mechanizm bezpieczeństwa każe nam poszerzać granice normy i nagle okazuje się, że picie co wieczór nie jest niczym wykraczającym poza tę chodzi o usprawiedliwianie i racjonalizację, to próbujemy sobie to jakoś tłumaczyć. Na przykład przyznajemy, że druga osoba częściej zagląda do kieliszka, ale stwierdzamy, że to wynik wyjątkowo stresującego czasu w pracy. Z tego wynika też przekonanie o tymczasowości problemu – to tylko takie trudny wpadająca we współuzależnienie będzie się też irytować, kiedy inni będą próbowali jej uświadamiać, że bagatelizuje problem. Tym bardziej jednak będzie rozwijać swoje wczesnej fazie może też szukać dodatkowych możliwych powodów nałogu i starać się interweniować. Te interwencje będą jednak nieskuteczne. W tej sytuacji osoba współuzależniona zaczyna rozumieć, że problem rozgrywa się wewnątrz jej rodziny (lub relacji). Będzie coraz bardziej zamykać się na sugestie z zewnątrz i zacznie wypracowywać mechanizmy Mechanizmy przetrwaniaW miarę rozwijania się zarówno uzależnienia, jak i współuzależnienia w relacji partnerskiej osoba współuzależniona coraz bardziej rezygnuje siebie. Opracowuje systemy zachowań, które dają jej złudne poczucie, że panuje nad do izolacji od dalszych członków rodziny i znajomych. Jest to sposób na ukrycie problemu, uniknięcie związanych z nim kompromitujących sytuacji oraz odpowiedzi na niewygodne pytania. Jednocześnie może pojawić się zjawisko parentyfikacji, czyli traktowania dziecka jak swojego partnera i proszenie go o pomoc w kontrolowaniu uzależnionego jest zresztą istotnym elementem. Osoba współuzależniona próbuje kontrolować i chronić osobę uzależnioną. Może np. przeszukiwać jej rzeczy, sprawdzać ją, zabierać używki itd. Jednocześnie bierze na siebie niemal całą odpowiedzialność, wyręcza w obowiązkach, nie opuszcza osoby uzależnionej na krok, przez co utrwala w niej nałóg. Okazuje się bowiem, że uzależniony/a partner/ka nie bierze za siebie odpowiedzialności, a wszyscy wokół uczą się współżyć z jego/jej współuzależniona potrafi też wpaść w pułapkę nadziei, że problem został rozwiązany lub złagodzony. Jeśli np. partner/ka przestaje na pewien czas pić lub nie jest zawsze pod wpływem używki, buduje się przekonanie, że gdyby nie nałóg, to byłaby wspaniała i zaradna osoba. A to kolejna iluzja, która podtrzymuje mechanizm uzależnienia i Poddanie sięO ile we wcześniejszej fazie mogą jeszcze pojawiać się zachowania mające na celu próbę zmiany sytuacji (np. próby szantażowania osoby uzależnionej odejściem ze związku), o tyle z czasem mechanizmy kontroli sytuacji jeszcze bardziej „wchodzą w krew”. Stają się tym samym sposobem na życie i stopniowo pogarszają stan osoby się różne symptomy typowe dla odczuwania długiego i silnego stresu. Jednocześnie osoba współuzależniona zaczyna się poddawać. Traci nadzieję na zmianę sytuacji, więc postanawia trwać w niej, powtarzając wypracowane już schematy. Izolacja postępuje, więc traci się właściwie całkowicie jakikolwiek inny punkt partner/ka nie próbuje się usamodzielnić i przyjmuje rolę dożywotniej opieki dla osoby uzależnionej. Całkowicie rezygnuje z własnych planów, zainteresowań, rozwoju osobistego. Od czasu do czasu przechodzi emocjonalne załamanie, ale to nie wpływa na zmianę sytuacji. Często narzeka na swój los, a jednocześnie zmaga się z silnym poczuciem winy i obniżoną się jednak ze swoją patologiczną relacją, co dodatkowo wzmaga upływający czas. W pewnym momencie taka osoba nie widzi już dla siebie alternatywy, ma wrażenie, że jest za późno na zmiany i że co gorsza te zmiany mogą wcale nie przynieść jej niczego dobrego. Odczuwa lęk przed nieznanym i okazuje się, że patologiczna sytuacja staje się jej strefą pozornego objawy na rożnych etapachObjawy współuzależnienia wstępnie sobie nakreśliliśmy. Zasadniczo możemy je podzielić na trzy kategorie. Pierwszą z nich są przejawy współuzależnienia w zachowaniu i prowadzeniu własnego życia. Drugą są objawy emocjonalne, psychiczne. Trzecią natomiast są objawy somatyczne, czyli te związane z samopoczuciem fizycznym, sygnałami wysyłanymi przez już o tym, że osoba współuzależniona całkowicie podporządkowuje swoje życie osobie uzależnionej. Rezygnuje tym samym z własnej ścieżki, a nierzadko też z kontaktów towarzyskich, niezależnych działań oraz własnych potrzeb. Np. pomimo zmęczenia może nie chcieć wyjechać sama nawet na krótki urlop, nie zaprasza do domu znajomych i próbuje zyskać większej niezależności może mieć problem z samym radzeniem sobie z osobą uzależnioną. Często jest z nią w konflikcie, nie umie bronić się przed przemocowym traktowaniem, a zdrowa więź między partnerami kompletnie przechodzimy do objawów emocjonalnych. Osoba współuzależniona ma zszargane nerwy i żyje w ciągłym stresie. Może mieć objawy depresji, łatwo traci nad sobą panowanie. Jednocześnie ma zdecydowanie zaniżoną samoocenę, problem z określeniem własnej tożsamości, wyrażeniem własnych chęci i potrzeb. Zmaga się z ciężarem odpowiedzialności i poczuciem winy za nałóg partnera/ objawy somatyczne to bóle głowy i mięśni, problemy z układem pokarmowym, problemy z zasypianiem, zmęczenie, dyskomfort ze strony serca i inne symptomy, które wskazują na chroniczny stres, napięcie i w związku: jak się uwolnić?Wyjście ze współuzależnienia to długi i trudny proces. Osoba, która zmaga się z tym problemem, musi nie tylko zrozumieć mechanizmy, które rządzą jej życiem, ale nauczyć się je zmieniać i jednocześnie poradzić sobie z poczuciem ostatnie bierze się z faktu, że przestając kontrolować i chronić osobę uzależnioną, mamy wrażenie, że przestaliśmy jej pomagać, wspierać ją i że skazujemy ją na zatracenie. Tymczasem mechanizmy przetrwania trzeba przekuć w innego rodzaju działania, które faktycznie mają szansę wyciągnąć partnera bądź partnerkę z od zebrania informacji na temat uzależnienia i współuzależnienia. Zapoznaj się ze schematami i objawami oraz zastanów się, które z nich obserwujesz u siebie. To niezbędna baza, by przejść do dalszych, trudniejszy się i zacznij mówić o problemie uzależnienia w twoim domu. Pozwól, że inni ci pomogą (nie zrzucaj tej odpowiedzialności na dziecko!). Koniecznie zgłoś się do specjalisty i poszukaj profesjonalnej pomocy dla osoby uzależnionej. To nie ty jesteś od szukania rozwiązań. Walki z nałogiem musi chcieć osoba uzależniona, a wspierać ją musi ktoś w końcu do pewnego stopnia pozbyć się poczucia odpowiedzialności i winy. To dorosła osoba, która musi sama zrozumieć, że nałóg niszczy jej życie, by chcieć go porzucić. Jest ci bliska, ale łagodząc skutki jej nałogu, pomagasz uzależnieniu, a nie tej koniec jeszcze raz zachęcam cię do zerknięcia do poradnika „Pogotowie Dla Związku„. Choć nie traktuje on bezpośrednio o problemie współuzależnienia, znajdziesz w nim wiele użytecznych porad i ćwiczeń, które odbudują więź i zaufanie i być może pozwolą ci przekonać bliską osobę do podjęcia leczenia. E-book znajdziesz tutaj.

łatwo traci panowanie nad sobą